Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi anika z miasteczka Zabrze. Mam przejechane 4942.00 kilometrów w tym 1447.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 14.50 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 19600 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy anika.bikestats.pl
  • DST 57.00km
  • Teren 53.00km
  • Czas 03:47
  • VAVG 15.07km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • HRmax 189 ( 95%)
  • HRavg 170 ( 85%)
  • Kalorie 2360kcal
  • Podjazdy 570m
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

BM Wrocław

Niedziela, 15 kwietnia 2012 · dodano: 21.04.2012 | Komentarze 0

Pierwszy w życiu prawdziwy maraton zasługuje na szeroką relację i szczegółowy opis zdarzeń i wrażeń ;)
Zacznę od tego, że w końcu była okazja nieco lepiej poznać Zespół i trochę się zintegrować. Jakoś tak szkoda że nie dało rady organizować dotąd treningów wspólnych itp…Teraz dopiero troszkę nadrobiliśmy. Ale przynajmniej mamy wspólny cel choć dąży do niego każdy na własną rękę .
Wracając do Wrocka… Wiadomo było że będzie padało, i temat deszczu był chyba najczęściej poruszanym podczas podróży. Na miejscu okazało się, że niewielu chyba wystraszyło się pogody, bo tłumy były wielkie zwłaszcza w moim, ostatnim, sektorze. Ciągnął się po horyzont niemalże… Spodziewałam się rzeźni i masakry podczas startu, tymczasem ruszyliśmy gładko, spacerkiem wręcz. Udało się szybko wbić na „trawnik” i w ten sposób wyrwać się z pełznącej mozolnie masy rowerów i ciał.
Trasa byłaby dziecinna, gdyby nie gwóźdź programu: błoto. Po kilku dniach deszczu było go mnóstwo, po dwóch tysiącach rowerów jeszcze więcej. Kilka łatwych podjazdów; krótkich, takie same zjazdy. Wszystko byłoby do zrobienia z siodła gdyby nie zatory które tworzyły się przed każdą górką i bagienkiem. Masakra, może to zasługa ostatniego sektora, ale po prostu każde banalne błoto zamieniało bikemaraton w pieszą pielgrzymkę… szło towarzystwo całą szerokością drogi i musiałam ze dwa razy dołączyć… Ale generalnie te właśnie odcinki pozwoliły mi wyprzedzić największą liczbę osób; bo jazda w tym mimo że mozolna i w młynku i tak skutkowała prędkością trzy razy większą niż osiągało towarzystwo z buta . Bez przerwy mi się nasuwała myśl: ten naród nie widział błota, doprawdy ;P Jednak przydała się górska praktyka i jeżdżenie w różnych okolicznościach natury ;) Wyprzedziłam chyba cały sektor, poprzedni pewnie też i zrobiło się potem spokojnie, jechałam więc swoim tempem mijając się już potem w kółko z tymi samymi ludźmi. Tempo asekuracyjne bo nie wiedziałam jak rozłożyć siły i chciałam by było podobnie jak na treningach. Wyszło idealnie, sił starczyło. Udało się też zrealizować założenie na początek sezonu startowego: być w połowie stawki. I tak wyszło; zarówno w swojej kategorii wiekowej, w generalce a nawet w teamie byłam dokładnie przeciętna ;p 12 w k3 wygląda ładnie, i daje dużo punktów, ale konkurencja była niewielka więc i satysfakcja średnia, bo wiem że mogłoby być odrobinę lepiej. Jako team za to wypadliśmy fantastycznie, 13 pośród 64 to chyba już powód do sporej satysfakcji :)

Emocje? Były, ale stateczne. Nie zatraciłam się w duchu walki, wszystko było pod kontrolą;czegoś na pewno się nauczyłam i może będę lepiej oceniać na przyszłość swoje możliwości i wykorzystywać je maksymalnie.
Rower? Hm. Dał radę ale… Najbardziej rozczarował amor; nowy nabytek i miał pracować na moją rzecz, a sparaliżowało go prawie całkiem na czterdziestym gdzieś kilometrze i grób. Poszedł do serwisu, zobaczymy co zrobią. Napęd; wiadomo, trzeszczał aż kłuło w uszy; hamulców, wiadomo, nie było wcale… Ale to i tak akurat do wymiany więc nie ma żalu. Natomiast nowa przerzutka przednia dała radę i mimo że wyglądała jak kupa po raz pierwszy w historii tego roweru pozwoliła mi wrzucać mały blat bez przekleństw i wyzwisk… Po prostu nareszcie to działa i cieszy mnie ten fakt.
Kondycja? Jest dobrze, ale trzeba się jeszcze rozwinąć, jeszcze popracować nad dłuższymi etapami większego wysiłku bo stosunkowo szybko brakuje sił .
Technika? Błotna dopracowana do perfekcji po tych zawodach; podjazdowa tu ok ale na góry do szlifu zwłaszcza przez wyższy niż dotychczas amortyzator. No i oczywiście, pięta Achillesa: zjazdy, trzeba jeszcze dużo pracy w nie włożyć, choć to akurat wniosek ogólny bo zjazdy w tym wyścigu raczej nie zmuszają do refleksji na temat techniki... :P. Muszę w najbliższym czasie zrealizować naksiowy pomysł i zabrać rowerek na górkę z wyciągiem na czyste DH :P Wyciąg, piwko, dół… Wyciąg, piwko, dół… He he :D
Sumując wywody; bardzo się cieszę że dałam się namówić na udział w tej całej zabawie pomimo strat. To zupełnie coś innego i podoba mi się mimo iż zawsze lekką ironią myślałam o maratończykach i nie widziałam w takiej jeździe sensu… Co prawda i tak będę zawsze kochać swobodną jazdę po górach i spanie byle gdzie, ale wyścigi dostarczają zupełnie innych emocji, motywują i dają odmienną satysfakcję. A jeszcze większą chyba daje przynależność do Grupy, walka z Nimi i dla Nich. Samej dla siebie udział w tego typu maratonie to chyba byłaby strata czasu.
A teraz trzeba zbierać siły i szykować sprzęt na majowe Jeseniki; mam wielką nadzieję że ten wyjazd się uda bo strasznie tęsknię już za nimi, za górami w ogóle, a warunki niestety jak dotąd nie sprzyjały i już można dostac szału, jestem gotowa jechać nawet w ten śnieg byle już tam być :)


Kategoria Maraton



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!