Info
Ten blog rowerowy prowadzi anika z miasteczka Zabrze. Mam przejechane 4942.00 kilometrów w tym 1447.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 14.50 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 19600 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Sierpień2 - 0
- 2013, Lipiec9 - 5
- 2013, Czerwiec12 - 6
- 2013, Maj11 - 9
- 2013, Kwiecień11 - 2
- 2013, Marzec3 - 0
- 2013, Luty1 - 3
- 2013, Styczeń1 - 0
- 2012, Listopad1 - 1
- 2012, Październik1 - 0
- 2012, Wrzesień5 - 0
- 2012, Sierpień12 - 3
- 2012, Lipiec12 - 1
- 2012, Czerwiec16 - 22
- 2012, Maj16 - 7
- 2012, Kwiecień17 - 8
- 2012, Marzec9 - 4
- DST 47.00km
- Teren 42.00km
- Czas 04:59
- VAVG 9.43km/h
- Podjazdy 1700m
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
MTB Marathon Zawoja- to była jazda!
Sobota, 1 września 2012 · dodano: 06.09.2012 | Komentarze 0
CZułam się wyjątkowo słabo przygotowana, po słabej kondycji w Sudetach nie spodziewałam się wiele i bez entuzjazmu podeszłam do startu. Do tego stopnia, że gdy na godzinę przed rozpoczęciem wyścigu zaczęło padać, postanowiłam odpuścić sobie i nie jechać. Towarzystwo było, bo naksiu i Edyta i tak mieli czekać więc chętnie przyjęłam taką opcję. Patrząc jednak potem na zawodników szlifujących formę przed startem, na całe to maratonowe zamieszanie zmieniłam zdanie i w kwadrans zebrałam się by w ostatniej niemal chwili stanąć w sektorze. Padało cały czas, było mokro i buro. Zarzuciłam pelerynę i powiedziałam sobie: trudno, jedziemy.
I w zasadzie ani przez chwilę decyzji nie żałowałam, bo mimo wszystko lubię takie warunki gdy mnie już przestanie ruszać że mam mokrą dupę i inne części. Na pierwszym zjeździe Bozia zesłał mi fantastyczne okulary; ponieważ moje były za ciemne i parowały jechałam bez a tu pyk- na trasie zwykłe co prawda z decathlonu ale rewelacyjne jak na te warunki szkiełka leżały. Oj, przydały się do końca :) Wszędzie było dużo błota i to dawało mi widoczną przewagę nad zawodnikami z "mojej półki". Fajnie było zostawiać Ich za sobą. Poza tym naczytałam się po drodze jakiejś kolarskiej biblii i utkwiło mi w pamięci kilka zdań, zwłaszcza jedno: wyluzuj... może to się wydać dziwne, ale kilka stron wprowadzenia do książki o tym jak jeździć na rowerze w górach spowodowało że pękło natychmiast kilka moich barier. Zamiast stresować się uślizgami w błocie- bawiłam sie pozorną utratą kontroli; i przestałam traktować rower jak narzędzie z którym muszę toczyć walkę by się utrzymać w siodełku a zaczęłam myśleć o nim jak o części siebie, przedłużeniu moich kończyn- sama nie mogę uwierzyć, jak wielką różnicę w jeździe zrobiło tylko i wyłącznie nastawienie psychiczne. Jechało się pięknie,a satysfakcja z każdego kilometra napędzała mnie by jechać jeszcze lepiej i odważniej.
Trasa przez błoto stała się trudna i podjazdy zamieniły się w podejścia, szczytowe płaskie partie to już w ogóle bajoro. Za to zjazdy tym razem mnie nie pokonaly i nawet trasa puszczona bez szlaku, przez las okazała się do przejechania choć stromo było tam bardzo i nigdy przedtem nie zjechałam po czymś takim. A na koniec ostro wzięłam się za wyprzedzanie i udało mi się minąć bez problemu dziewczynę z mojej kategorii, która straciła się zaraz po starcie. Gdyby nie błąd zawodnika przede mną który prawie przeoczył skręt do mety a ja wraz z nim, byłabym o oczko wyżej, a tak to zostałam wyprzedzona o dwie sekundy i stanęłam na 6 miejscu. Trudno, i tak dumna strasznie i zadowolona przede wszystkim z własnego postępu i kondycji. Jeździ mi się dobrze gdy jest chłodno, no i efekt tego było widać. Zmieściłam się w niecałych 5h co po Korbielowie jest prawie świetnym wynikiem... Szkoda ze to ostatni start w tym roku; kapitału już nie ma na kolejne niestety i trzeba odpuścić. Generalka zrobiona choć szału nie ma bo 8 lub 9 będzie to i tak nie zamierzam narzekać bo dokonałam tego i twierdzę, że było warto :)
Przed startem
... i po
Moje urocze stopiszcze
i moje pierwsze, nazwijmy to, jednak, podium :)