Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi anika z miasteczka Zabrze. Mam przejechane 4942.00 kilometrów w tym 1447.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 14.50 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy anika.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:604.50 km (w terenie 381.00 km; 63.03%)
Czas w ruchu:68:34
Średnia prędkość:5.67 km/h
Maksymalna prędkość:43.00 km/h
Suma podjazdów:4050 m
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:54.95 km i 9h 47m
Więcej statystyk
  • DST 21.00km
  • Teren 11.00km
  • Czas 01:51
  • VAVG 11.35km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jeseniki Dzień Pierwszy, czyli wszystko pod górkę

Wtorek, 1 maja 2012 · dodano: 04.05.2012 | Komentarze 0

Nareszcie, nadszedł czas wyjazdu w góry które stały się miłością mojego życia i ciągną ku sobie nieustannie. Miałam zamiar tym razem objechać Wysoki Jesenik, czyli pasmo Pradziada i szczyty na południe i zachód od niego. Dwukrotnie bowiem już okazało się ze te góry są zbyt rozległe by dało się dotrzeć tam w ciągu trzech dni. Tym razem miały być cztery dni, i plan miał być zrealizowany, ale… ale stało się inaczej.
A miało być tak pięknie ! Wyjazd o 8, na miejscu w Prudniku o 10.02… Lecz nie przewidzieliśmy, że pociąg do Kędzierzyna zamiast 40 min będzie jechał 2,5h… W związku z czym z 10 zrobiła się 14 zanim wylądowaliśmy tam gdzie zamierzaliśmy. Wiadomo, nastroje trochę popsute w związku z tym, ale naprawdę niefajnie zrobiło Nam się gdy zaraz za miastem złapała Nas burza i ratowaliśmy się pod przystankiem. Przeszło na szczęście po dwóch kwadransach, jednak burze mimo że już Nas oszczędzały krążyły nieopodal strasząc.
Obraliśmy najkrótszą drogę w góry i po godzince asfaltu ( z masakrycznie niską średnią, bo wciąż nieznacznie pod górę) dotarliśmy do podnóża Gór Złotych i zaczęliśmy wspinanie się drogą znaną już ze zjazdu poprzednim razem. Zjazd był genialny, jak dla mnie jeden z najlepszych w życiu, lecz do historii przeszły cztery snejki które pognębiły wtedy naksia… Spotkaliśmy zresztą bikera łatającego dętkę, z tego samego powodu. A droga piękna, szutrowo-kamienista, o łagodnym nachyleniu, przyjemna jak większość szlaków tego pasma. Eh, wrócić tam i zjechać jeszcze raz !
Ominęliśmy szczyt „Kupy Biskupa” i już zaraz była granica, za nią zjazd świetnym singlem. Gdzieś po 17 trafiliśmy w lesie źródełko a nad nim chatkę z kamienia i drewna; ponieważ do najbliższego sensownego miejsca na nocleg które było Naszym celem było jeszcze około 4h drogi postanowiliśmy obciąć plan i zostać tam na noc, a nie włóczyć się po zmroku. I to była dobra decyzja, bo spędziliśmy miły wieczór w totalnej ciszy i spokoju, dostatku drewna, wody i jedzenia. A nawet w towarzystwie, bo wieczorem okazało się że dzielimy domek z salamandrą która miała schronienie między kamieniami, niestety wyniosła się a raczej wykurzyliśmy ją dymem z ogniska. Noc ciepła, przespana spokojnie.


Kategoria Góry


  • DST 48.00km
  • Teren 17.00km
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 650m
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

I w końcu góry! :)

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 29.04.2012 | Komentarze 1

Mając do wyboru: maraton w Ostravie na półsprawnym rowerze albo docieranie go w górach wybrałam drugą opcję. Tym bardziej że pogoda się zapowiadała genialna, ciepło i słonecznie. Plan zakładał dwa dni, Beskid Mały ponieważ powyżej tysiaka jeszcze zalega śnieg w sporych ilościach co mieliśmy okazję zdalnie oglądać bardzo wyraźnie :)
Miało Być Małym do końca, spanie we wiacie i powrót. Ale wycieczka była generalnie bez planu. PKP do Łodygowic, asfaltem do Tresnej. Postanowiliśmy się karnąć kolejką na Żar, bo tanio i po drodze :) Poza tym klocki są nowe więc grube na tyle, ze jechałam cały czas na hamowaniu i miałam dość pod tą górę. Cały czas towarzyszył mi śpiew tarcz, miałam wrażenie że stoję w miejscu...Z Żaru pojechaliśmy na wschód, na pierwszym szczycie zastaliśmy tak genialne okoliczności wypoczynkowo-widokowe że postanowiliśmy zalegnąć na dłużej. Było mini-ognisko i frankfuterki. Potem pojechaliśmy dalej na wschód, ale już rozleniwieni i dopuszczając myśl powrotu. I stało się tak przypadkiem, że zgubiliśmy szlak bo zaabsorbował nas genialny absolutnie zjazd, gdy się zorientowaliśmy to nie chciało się już wracać na górę,bo trochę zatarłam kolano, a że kusiła opcja Jeziora Żywieckiego... hm, pospaliśmy tam z półtorej godziny i na pociąg. Trzeba pamiętać że połączenie po 16 gwarantuje najdłuższą podróż z możliwych na tym odcinku, 3,5 h.
Warunki w górach super, sucho i powoli się zieleni. Jest nadzieja że moje Jeseniki będziemy mieć już bez śniega :p
Prosto prawie z Pociągu na nową miejscówkę ogniskową z zamiarem pozostania na noc, jednak koło pierwszej zarządzono powrót. W parku przy torach prosto pod koła wepchał się dzik wielkości jeża; udało się ominąć malucha ale widok matki i stada młodych trochę wystaszył :P
Klocki nieco lepiej, ale koła nadal zatrzymują się po 4 obrotach. Jeseniki będą "na ciężko", ale niestety innego wyjścia nie ma jak tylko jeździć...


Kategoria Ogień, Z naksiem, Góry