Info
Ten blog rowerowy prowadzi anika z miasteczka Zabrze. Mam przejechane 4942.00 kilometrów w tym 1447.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 14.50 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 19600 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Sierpień2 - 0
- 2013, Lipiec9 - 5
- 2013, Czerwiec12 - 6
- 2013, Maj11 - 9
- 2013, Kwiecień11 - 2
- 2013, Marzec3 - 0
- 2013, Luty1 - 3
- 2013, Styczeń1 - 0
- 2012, Listopad1 - 1
- 2012, Październik1 - 0
- 2012, Wrzesień5 - 0
- 2012, Sierpień12 - 3
- 2012, Lipiec12 - 1
- 2012, Czerwiec16 - 22
- 2012, Maj16 - 7
- 2012, Kwiecień17 - 8
- 2012, Marzec9 - 4
- DST 21.00km
- Teren 11.00km
- Czas 01:51
- VAVG 11.35km/h
- Temperatura 26.0°C
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Jeseniki Dzień Pierwszy, czyli wszystko pod górkę
Wtorek, 1 maja 2012 · dodano: 04.05.2012 | Komentarze 0
Nareszcie, nadszedł czas wyjazdu w góry które stały się miłością mojego życia i ciągną ku sobie nieustannie. Miałam zamiar tym razem objechać Wysoki Jesenik, czyli pasmo Pradziada i szczyty na południe i zachód od niego. Dwukrotnie bowiem już okazało się ze te góry są zbyt rozległe by dało się dotrzeć tam w ciągu trzech dni. Tym razem miały być cztery dni, i plan miał być zrealizowany, ale… ale stało się inaczej.
A miało być tak pięknie ! Wyjazd o 8, na miejscu w Prudniku o 10.02… Lecz nie przewidzieliśmy, że pociąg do Kędzierzyna zamiast 40 min będzie jechał 2,5h… W związku z czym z 10 zrobiła się 14 zanim wylądowaliśmy tam gdzie zamierzaliśmy. Wiadomo, nastroje trochę popsute w związku z tym, ale naprawdę niefajnie zrobiło Nam się gdy zaraz za miastem złapała Nas burza i ratowaliśmy się pod przystankiem. Przeszło na szczęście po dwóch kwadransach, jednak burze mimo że już Nas oszczędzały krążyły nieopodal strasząc.
Obraliśmy najkrótszą drogę w góry i po godzince asfaltu ( z masakrycznie niską średnią, bo wciąż nieznacznie pod górę) dotarliśmy do podnóża Gór Złotych i zaczęliśmy wspinanie się drogą znaną już ze zjazdu poprzednim razem. Zjazd był genialny, jak dla mnie jeden z najlepszych w życiu, lecz do historii przeszły cztery snejki które pognębiły wtedy naksia… Spotkaliśmy zresztą bikera łatającego dętkę, z tego samego powodu. A droga piękna, szutrowo-kamienista, o łagodnym nachyleniu, przyjemna jak większość szlaków tego pasma. Eh, wrócić tam i zjechać jeszcze raz !
Ominęliśmy szczyt „Kupy Biskupa” i już zaraz była granica, za nią zjazd świetnym singlem. Gdzieś po 17 trafiliśmy w lesie źródełko a nad nim chatkę z kamienia i drewna; ponieważ do najbliższego sensownego miejsca na nocleg które było Naszym celem było jeszcze około 4h drogi postanowiliśmy obciąć plan i zostać tam na noc, a nie włóczyć się po zmroku. I to była dobra decyzja, bo spędziliśmy miły wieczór w totalnej ciszy i spokoju, dostatku drewna, wody i jedzenia. A nawet w towarzystwie, bo wieczorem okazało się że dzielimy domek z salamandrą która miała schronienie między kamieniami, niestety wyniosła się a raczej wykurzyliśmy ją dymem z ogniska. Noc ciepła, przespana spokojnie.