Info

Suma podjazdów to 19600 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2013, Sierpień2 - 0
- 2013, Lipiec9 - 5
- 2013, Czerwiec12 - 6
- 2013, Maj11 - 9
- 2013, Kwiecień11 - 2
- 2013, Marzec3 - 0
- 2013, Luty1 - 3
- 2013, Styczeń1 - 0
- 2012, Listopad1 - 1
- 2012, Październik1 - 0
- 2012, Wrzesień5 - 0
- 2012, Sierpień12 - 3
- 2012, Lipiec12 - 1
- 2012, Czerwiec16 - 22
- 2012, Maj16 - 7
- 2012, Kwiecień17 - 8
- 2012, Marzec9 - 4
- DST 28.00km
- Teren 5.00km
- Czas 01:22
- VAVG 20.49km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Rozruch
Czwartek, 24 maja 2012 · dodano: 24.05.2012 | Komentarze 0
Umówieni na ogień; ale już strasznie brak treningu więc wyjechałam wcześniej i na hałdę pojechałam przez Rudę, Pawłów, Makoszowy. Podjeździo na hałdzię i szczytem, łapiąc co chwilę równowagę, bo wiało tak, że wypychało z toru jazdy ;) Dziwne w ogóle, wieje od wielu dni, a zmiany w pogodzie jakoś nie następują... Ani burze, choć codziennie zapowiadane.
Nowy napęd działa bez zarzutu, choć łańcuch trzeba skrócić. A na temat przewagi kasety dziewiątkowej nad ósemkową wypowiem się może po górach, bo na razie różnicy nie odczuwam. Jeszcze żeby kaseta miała 34 a nie 32 jak stara... Ale to akurat element używany bo brakło funduszy, do wymiany jeszcze raz w tym sezonie, i wtedy sprawię sobie 34 :) będzie młynek na maksa ;)
Po ogniu, bardzo dziś przyjemnym, powrót wieczorem przez park. Dziki straszyły ale tym razem bez konfrontacji ;P
- DST 52.00km
- Teren 48.00km
- Czas 05:10
- VAVG 10.06km/h
- Temperatura 24.0°C
- HRmax 189 ( 95%)
- HRavg 158 ( 79%)
- Kalorie 3890kcal
- Podjazdy 1800m
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
MTB Marathon Wałbrzych
Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 20.05.2012 | Komentarze 2
Pech nie towarzyszył od początku. Ekipa przyjechała po mnie nawet punktualnie, droga przebiegła gładko i przyjemnie. Problemy zaczęły się gdy będąc już przygotowana do startu chciałam jeszcze posmarować łańcuch... i zobaczyłam że jedno kółeczko wewnątrz ogniwa jest pęknięte. Poprosiłam Tomka żeby założył w to miejsce spinkę. Niestety spinki nie dało się założyć, nie wiadomo dlaczego. Pojechaliśmy pod serwis, tam nabyłam drugą spinkę w promocyjnej cenie 14 zł, niestety też były problemy ale po kwadransie Panowie z DSR dali jakoś radę :) I pomyśleć że chwilę wcześniej nakś przez telefon powiedział mi: "wykończ ten napęd", jako że w domu czeka nowy zestaw którego po prostu nie zdążyliśmy założyć... życzenie niemalże się spełniło tyle że w złym momencie.
W międzyczasie Mikołaj zakładając buty zauważył brak bloku; przerdzewiała blacha trzymająca od środka i nie dało się naprawić. Kupił platformy i pojechał z jednej strony na spd a z drugiej na platformie ;P
Gdy odzyskałam rower, zostały cztery minuty do startu. Bieg do biura zawodów odbić numer, a tam już zakończono pracę... i nikt nie wiedział na pewno czy jak pojadę to będę w klasyfikacji... Eh.
No trudno, mówię sobie, jadę. Na start była runda honorowa po mieście, na której, pomimo zakazu wyprzedzania, jakoś dotarłam do Rafała którego plecy widziałam kilkadziesiąt metrów z przodu.
Trasa od początku łatwa i szeroka, i niestety nie odbyła się naturalna selekcja jak w Złotym Stoku, w związku z czym pierwsze przewężenie na zjeździe zapewniło Nam przymusowy relaks. 10 minut w plecy. A trasa była wymarzona, gładki singiel na stromym zboczu; ścieżka marzeń ale solo, a nie z pieszą pielgrzymką w dół. Zresztą ludzie schodzili na każdym błotku, agrafce, kamieniach. MASAKRA. Nie ma mowy, przy następnym starcie ustawiam się na początku sektora bo można dostać szału widząc co się dzieje przy końcówce.
Trasa była bardzo interwałowa; w suumie średnio mi się to podobało mimo że generalnie wolę to niż długi podjazd- długi zjazd. Ale jakoś tu wkurzało że nie było czasu odpocząć na zjazdach bo czekał kolejny podjazd.
A potem był tunel. Tunel, na którego widok serce zabiło szybciej i przykleił się uśmiech do twarzy, bo tego typu konstrukcje wywołują dreszczyk emocji. Dziwny, doskonale zachowany, mroczny, jajowaty tunel z mikroskopijną drobinką światła na końcu.
Tunel, który według zapewnień Organizatora miał być wystarczająco dobrze oświetlony. Niezły żart. Kilka lamp na 1600m? Hłe hłe. Ludzie odbijali się od ścian, prowadzili rowery, jakaś dziewczyna szła i płakała. Ale byli i tacy co wyprzedzali... czułam się jakbym jechała z zamkniętymi oczami, strasznie porypane wrażenie. Jedynie ledwo widoczny zarys kogoś przede mną wskazywał drogę, dopóki jechał mogłam jechać i ja.
Tunel się skończył, a za nim kolejne 10 minut stania bo do góry prowadziły prowizoryczne schody i zator. Na górze mój rower doznał zaszczytu bycia podniesionym, a następnie upuszczonym przez samego Szefa imprezy ;P normalnie chyba nie będę go myć ;)
Nastąpił etap fajnych szutrówek, a potem jakiś zupełnie niepotrzebny szczyt chyba dla zwiększenia ilości przewyższeń dodany,na który trzeba było nieść rowery, i nieść je w szeregu który poruszał się ślimaczym tempem. Wtedy przypomniałam sobie ostatnie Jeseniki i takie samo podejście z pełnym plecakiem, gdy nie było jak zarzucić roweru na plecy... i od razu poczułam się lekko i komfortowo ;)
Zjazd stamtąd bardzo fajny, jeśli dobrze pamiętam; szutrowy czyli Ania korzystała. Rafał się gdzieś jakoś zgubił. Potem pamiętam jakiś kawałek łąki; jak to łąki u Golonki niby łagodne a jednak większość poległa i prowadziła. Wjechałam :)
A potem był wkurzający, płaski singiel na bardzo stromym stoku, który miał parę kilometrów i nic nie wnosił do wyścigu; po prostu nabijanie dystansu jak dla mnie. I tam spotkała mnie kolejna przykra rzecz. Nie wiem jakim cudem, ale na moje oko sprawcą zamieszania stała się mała gałązka, taka mniejsza od ołówka. Jakoś się wkręciła i zatrzymało mnie w miejscu, wypadło tylne koło i koniec jazdy. Hak przerzutki, który raz był już prostowany po którejś mojej hałdzie, wygiął sie jakby nie był z metalu. Obok ktoś łatał dętkę, poradził by naprostować to kamieniem, nawet troche postukał w niego, i sobie pojechał, a ja zostałam bezradna bo mimo tego nie dało się wkręcić przerzutki. Już miałam pewność, że ostatnie 12 km będę musiała pokonać z buta, bo rower do niczego się nie nadaje. Na szczęście po dłuższej chwili zjawił się Rafał, którego w ramach zespołowego pecha dopadło zatrucie i stracił kupę czasu na zwijanie sie z bólu. Szybko coś tam pokombinował i zapewnił, że mogę jechać dalej.
Przerzutka krzywa, łańcuch połatany, koło już raz wypadło... Nie umiałam jechać ze spokojną głową i na podjazdach cierpiałam słysząc jęki napędu i trzeszczenie krzywej przerzutki, a na zjazdach trzymałam kurczowo hamulce bojąc się prędkości bo już widziałam w wyobraźni jak mi to koło wylata i szybuję w dół... Morale spadło mi do zera i toczyłam się, dosłownie, znużona i z poczuciem bezsensu. Rafał w podobnym nastroju towarzyszył prawie do końca, potem po bufecie wróciły Mu siły i podgonił sobie o pare miejsc.
Brak oznaczeń pod koniec sprawił, że przejechałam przez metę nie wiedząc że to meta; stało tam z pięć osób może i myślałam że to kolejny punkt kontrolny. Jechałam więc na pamięć tam gdzie był start i szukałam tej mety dopóki nie spotkałam Rafała który wrócił ze mną kawałek i uświadomił że jednak zostałam odhaczona.
Myślałm że byłam jedną z ostatnich osób, jednak za mną dojechało jeszcze z 50 zawodników, więc tragedii nie było. Natomiast satysfakcja z wyścigu żadna i 9 miejsce w kategorii nie cieszy wcale bo powinno być o 3-4 wyżej; bardzo mało osób tym razem miałam w kategorii.
Sypią się niepochlebne komentarze na forum MTB Marathonu, i słusznie. Sporo było nieprzemyślanych elementów, no i ten układ trasy wymuszający powstawanie zatorów- koszmar dla ostatniego sektora, bo czołówka jakoś sobie radziła; no ale tam nikt nie schodzi z roweru na błotku ;P
Liczyłam na kufelek zimnego piwka jak w Złotym, tym razem jednak nie było rozpieszczania...
- DST 21.00km
- Teren 3.00km
- Czas 00:53
- VAVG 23.77km/h
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Igry
Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 19.05.2012 | Komentarze 0
Na lotnicho w Gliwicach, umówieni z ekipą. miało wyjść wcześnie, wyszło późno... nie posiedzieli długo bo wypizgało. Grill i do dom.
- DST 44.00km
- Czas 01:30
- VAVG 29.33km/h
- VMAX 47.00km/h
- Temperatura 7.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
Szosa
Czwartek, 17 maja 2012 · dodano: 17.05.2012 | Komentarze 0
Ekipa One-Com/BikeAtelier jak co czwartek wybierała się na szosing, tym razem znów miałam ochotę dołączyć i uśmiechnęłam się do Zbyszka o megalekką szoskę Jego Połowicy. Udostępnił :)
Pół drogi pod wiatr, jeszcze mocniejszy i jeszcze zimniejszy niż miałyśmy wczoraj. Ale peleton daje radę i za plecami Kolegów jechało się znośnie ;) Początek cieżki dość, mocne tempo, wracaliśmy bardziej na luzie ze zrywami czasem i oczywiście pokazywaniem pazurów na każdym podjeździe. Fajnie było, bo było Nas więcej niż ostatnio, choć później straciliśmy trzech... Gdzieś tam pojechali a Nam się nie chciało w tamtą stronę i tak pozostało.
Zahaczyliśmy pałac w Pławkach wraz z sesją zdjęciową z każdego możliwego telefonu i z każdej możliwej pozycji ;) Piwa nie było bo za zimno. Stopy mieliśmy skostniałe, a ruskie rumieńce mam do teraz choć już noc ;P
Trasa przez Kleszczów na Pławki, dookoła sadzawki i powrót tak samo.
- DST 49.00km
- Teren 24.00km
- Czas 02:15
- VAVG 21.78km/h
- VMAX 43.00km/h
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Rachowice Ścieżka MTB z Nati
Czwartek, 17 maja 2012 · dodano: 17.05.2012 | Komentarze 0
Postanowiłyśmy z Nati w końcu razem potrenować w terenie, bo jak dotąd jeszcze Nam to nie wyszło :p
Przez Sośnicę do Gliwic, po Nią i na ścieżkę za POCH-em, klasyczna traska na Łączę. Wiało w twarz, i to mocno wiało, do tego zimno dość, więc Nasze zapędy w rozpędzaniu były dość szybko hamowane ;)
Za "krowiarnią" las więc już było lepiej. W Rachowicach pojechałyśmy na ścieżkę dydaktyczną, bo taki był Nasz cel, i zrobiłyśmy pętelkę po tamtych wąwozach, mostkach, singlach i schodkach po których jeździć się nie da. Fajnie było, już zapomniałam jakie to ciekawe miejsce, szkoda że nie wszystko do podjechania...
Pokręciły i powrót tą samą trasą tym razem już z wiatrem w zad.
A na światłach na Nowym świecie, dzięki nataliowej ambicji ścigania wszystkiego co się na dwóch kółkach porusza, poznałam kolegę ze swojego teamu :) gadka szmatka i w ciągu jednej zmiany zdążył zapytać gdzie jeździłyśmy i czy jesteśmy "zrzeszone" oraz pochwalił się ze jeździ w BIKEHEAD-zie, co wywołało u mnie opad szczęki i wytrzeszcz gałek i stwierdzenie że ten świat jednak mały ;p
Kolega okazał się być Olkiem, nie miałam okazji wcześniej poznać, przelotnie jakoś tylko. Nie miał niestety czasu na pogawędki, przy okazji nadrobimy ;)
I to wszystko na jednym czerwonym :P
Nati odprowadziła do Zabrza żeby dystans wyszedł po równo.
Zapomniałam pulsometru :<
- DST 36.00km
- Teren 6.00km
- Czas 01:30
- VAVG 24.00km/h
- Temperatura 13.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
Takie tam Gliwice...
Poniedziałek, 14 maja 2012 · dodano: 15.05.2012 | Komentarze 0
Do Gliwic na spotkanie, okrężną drogą bo ciągnęło na rower niesamowicie, zresztą rozsądek podpowiadał trening przed sobotą bo ostatnio kiepściutko, kiepściutko... Albo brak czasu albo pogody . Więc Przyszowice, Gierałtowice. Przed Bojkowem w teren i tak aż do lotniska, bo wiadomo ze asfalt nuży..;P Z Gliwic powrót przed 23.
Oceniając wczorajszy występ jestem w stanie stwierdzić, że Wałbrzych nie będzie moim najmocniejszym startem ;/ Zapuściłam formę. Pozostaje jeszcze kwestia napędu, który już przestał pełnić funkcję absolutnego ewenementu działającego wbrew wszelkim zasadom fizyki i w końcu zaczął nawalać. Łańcuch już jest, dziś Miś zrobił niespodziewajkę i przyniósł LX :D:D Korba już się sprowadza z Wawy, a Mariusz może dostarczy do piątku kasetę... Byłoby fajnie, bo skacze już tak ze trudno jeździć; w Złotym jedyną glebę zaliczyłam właśnie przez to że łańcuch przeleciał przez zęby. Nowy napęd to mam nadzieję ostatnia rzecz którą muszę wymienić w tym sezonie. Dziś montaż nowej osi w piaście z tyłu, potem to już tylko jeździć :)
- DST 16.00km
- Teren 5.00km
- Czas 00:49
- VAVG 19.59km/h
- Temperatura 26.0°C
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Masa
Sobota, 12 maja 2012 · dodano: 12.05.2012 | Komentarze 2
Na Masę w Zabrzu; przejazd z Nimi 700m, nawrotka i śmig na ogień na miejscówkę. Z Bracikiem ! :p Godzinka i powrót.
- DST 26.00km
- Teren 11.00km
- Czas 01:19
- VAVG 19.75km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Pół na pół
Środa, 9 maja 2012 · dodano: 12.05.2012 | Komentarze 0
Opony nadal terenowe, ale ciągnęło na szosę. Pogodziłam więc i trochę po parku, hałda, wyjazd na wiadukcie przed Przyszowicami. Asfalt Gierałtowice, terenem przez Bojków do Gliwic-lotniska. Powrót Sośnica asfalt.
- DST 7.00km
- Teren 5.00km
- Czas 00:30
- VAVG 14.00km/h
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Do komarów
Sobota, 5 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 0
Na miejscówkę zaraz po powrocie z maratonu. Miało być ognisko ale towarzystwo komarów okazało się zbyt liczne i zbyt komunikatywne ;) Postali i wrócili nie doczekawszy Chemika.
- DST 39.20km
- Teren 38.00km
- Czas 03:29
- VAVG 11.25km/h
- Podjazdy 1500m
- Sprzęt Merida
- Aktywność Jazda na rowerze
Powerade MTB MArathon Złoty Stok
Sobota, 5 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 3
I Złoty Stok za nami :)
Tutaj juz nie było żartów jak we Wrocku i trzeba było podejść do startu ambitnie, bo mam zamiar przejechać cała serie i trzeba walczyć żeby to miało sens. Poziom zawodów, jak można się było spodziewać, wysoki pod każdym względem: zarówno poziom trudności jak i zawodniczo- praktycznie brak osób "niezrzeszonych" i amatorów, każdy przyjechał tam walczyć o miejsca a nie rekreacyjnie. Organizacyjnie bez zastrzeżeń.
Trasa prowadziła przez cztery szczyty, charakterystyczne dla tego pasma podłoże-ziemia, szutry a w wyższych partiach skały. Było też sporo korzeni.
Nie pamiętam już dokładnie co gdzie i kiedy było, ale jeden z podjazdów nie chciał się skończyć;z sześć razy myślałam że już szczyt a to było kolejne małe wypłaszczenie tylko... Wkurzające. Kilka razy trzeba bylo prowadzić rower- czasem za stromo, czasem bo wszyscy szli a czasem żeby odpocząć od jazdy po prostu.
Były dwa absolutnie genialne zjazdy szutrowe, które wykorzystałam na maksa dokręcając gdzie się dało; bylo parę trudnych zjazdów trudnych technicznie, po wspomnianych korzeniach i skałach. Tez zeszłam ze trzy razy na chwilkę ale generalnie jechałam, co ciekawe jechałam fragmenty które na bank odpusciłabym gdyby nie presja maratonu. Fajnie sie to jechało, nie myśląc o strachu, i jestem z siebie dumna, bo okazało się ze stać mnie na coś więcej niż dotychczas okazywałam :). Może sie trochę odblokuje pod względem zjazdów i będzie szło lepiej.
Na tym maratonie w przeciwieństwie do Wrocka nie było wyprzedzania, od początku trzymałam się tej samej grupy. Pozdrowienia dla Pani z numerem 185, z która mijałyśmy się cała trasę, ale na ostatnim zjeździe nie dałam jej szans i wpadłam na metę kilka sekund wcześniej. Fajne to było, dodatkowa motywacja i walka o honor:)
Przypomniałam sobie na jednym z podjazdów jak to jest prawie rzygać i prawie mdleć z wysiłku, masakra;była ściana jak cholera. Poza tym coś się dzieje z kręgosłupem na dłuższych podjazdach, zaczyna boleć bardzo mocno i musiałam sie zatrzymać parę razy tylko z tego powodu.
Miejsca prawie identyczne jak Wrocław: 11w k3 i 404 w open (Wrocław 12 i 400). W sumie nieźle, ale dążyć do lepszości na pewno będę :)